Zdzisław Beksiński. Zdzisław Beksiński ( pronounced [ˈzd͡ʑiswaf bɛkˈɕiɲskʲi]; 24 February 1929 – 21 February 2005) was a Polish painter, photographer, and sculptor; specializing in the field of dystopian surrealism . Beksiński made his paintings and drawings in what he called either a Baroque or a Gothic manner. 107, 34 zł. zapłać później z. sprawdź. 111,33 zł z dostawą. Produkt: Film Tales From The Crypt / Vault Of Horror Amicus Collection (Opowieść z krypty / The Vault of Horror) płyta Blu-ray. dostawa w środę. dodaj do koszyka. Książka Beksiński Tomasz 1958-1999 +DVD autorstwa Opracowanie zbiorowe, dostępna w Sklepie EMPIK.COM w cenie . Przeczytaj recenzję Beksiński Tomasz 1958-1999 +DVD. Zamów dostawę do dowolnego salonu i zapłać przy odbiorze! Tajemnicza twórczość jak tajemnicza śmierć. Zdzisław Beksiński uznawany jest za jednego z najważniejszych polskich malarzy XX wieku. Jego dzieła cały czas budzą kontrowersje, intrygują i zastanawiają. Beksiński został zamordowany 21 lutego 2005 roku. Zdzisław Beksiński urodził się 24 lutego 1929 roku w Sanoku. Tomasz Beksiński. place of birth. Sanok. 1 reference. imported from Wikimedia project. Polish Wikipedia. date of death. 24 December 1999. 2 references. imported from Rozmiar : 277.1 MB. Rozmiar : 259.6 MB. Rozmiar : 269.4 MB. Katalog Opowieści z Krypty na koncie użytkownika joanna67. Tagi: Opowieści z Krypty, seriale, joanna67. Folder zawiera: Opowieści z Krypty 01-96 PLSUBBED, Opowieści z Krypty 02-96 PLSUBBED, Opowieści z Krypty 03-96 PLSUBBED. . [{"id":21,"name":"himself","above5p":true,"career":{"name":"we własnej osobie"},"ranking":{"name":"Występów","link":"#unkown-link--personRolesAjax--","url":"/ranking/person/himself"},"rating":{"count":19,"rate": osoby"}}]9,419 ocen występów osoby Dziennikarz muzyczny, eseista, tłumacz filmów i piosenek. Był synem malarza Zdzisława Beksińskiego, zamordowanego w 2005 roku. Studiował anglistykę, której nigdy nie ukończył. Przez dłuższy czas prowadził w programie drugim Polskiego Radia audycję "Romantycy muzyki rockowej", a następnie "Wieczór płytowy". Były to audycje nocne, cieszące się dużym powodzeniem głównie ze względu na prowadzącego. Następnie związał się z programem trzecim Polskiego Radia. Był zafascynowany muzyką progresywną oraz muzyką określaną jako gothic rock oraz horrorami z wytwórni Hammer i grupą Monty Python. Jego audycje były opowieściami o muzyce i fascynacjach, często odczytywał w nich też tłumaczenia emitowanych utworów. Przetłumaczył szereg filmów, miedzy innymi całą serię filmów o Jamesie Bondzie. Jako pierwszy przetłumaczył wszystkie filmy i programy TV grupy Monty Pythona i co charakterystyczne, wprowadził tam akcenty polskie. W latach 90. związał się z czasopismem "Tylko Rock", do którego pisał felietony pod tytułem "Opowieści z krypty". W felietonach tych, poza tematyką muzyczną i filmową przekazywał swoje poglądy na inne zjawiska - komputeryzacja, kobiety, śmierć. W odróżnieniu od ojca, który w swej twórczości wykorzystywał grafikę komputerową, wprost obsesyjnie nienawidził komputerów. W felietonach poruszał też często temat samotności i alienacji. Treść ostatniego felietonu oraz ostatniej audycji muzycznej można było zinterpretować jako pożegnanie z czytelnikami i słuchaczami. 24 grudnia 1999 roku popełnił data urodzenia: 26 listopada 1958 data śmierci: 24 grudnia 1999 miejsce urodzenia: Sanok, Polska Zmień kryteria filtrowania Przetłumaczył wszystkie części Jamesa Bonda (te wyświetlane do roku 1999) oraz całą twórczość grupy Monty samobójstwo w swoim mieszkaniu w Warszawie, zażywając dużą ilość leków, wcześniej zapowiadając je w felietonie opublikowanym na łamach czasopisma „Tylko rock”. Pożegnał się także ze słuchaczami w swojej audycji w radiowej Trójce. Wiele świetnie przetłumaczonych filmów np:"Coś", "Utajona furia", James Bond w TVP, Monthy Python, "Quadrophenia", "Ubranie mordercy", Robin Hood: Książę złodziei", "Tańczący z wilkami" i sporo innych jak sobie przypomnę tytuły to dopiszę. Ciekawi mnie kto w dzisiejszych czasach jest w ... więcej Najlepsi odchodzą jako pierwsi. Artysta pełną gębą. Uwielbiam jego "Opowieści z Krypty"... mogę je czytać bez końca, a i tak za każdym razem znajduję coś, co wcześniej przeoczyłam... wywołują u mnie skrajne uczucia: od śmiechu do łez... wielka szkoda, że nie powstało ich więcej... wielka szkoda, że nie ma już wśród nas tego, kto je napisał... Nosferatu ... więcej Jak myślicie co się stało z płytami TB. Wiem że zostały przekazane Trójce, ale chodzi mi o to czy zalegają gdzieś w jakimś magazynie, może zostały rozkradzione? Czy nie lepiej byłoby to wystawić na jakąś aukcję. Pisałem nawet do dwóch osób z trojki co dzieje się z tymi płytami lecz znikąd odpowiedzi. W audycji z 27 lipca 1991 przed piosenką "24 Hours" Joy Division" Beksiński mówi: "Nie trudno domyślić się, że mój tajemniczy przyjaciel także mnie wtedy opuścił. Po prostu przestał pojawiać się na moje desperackie wołanie. Zostałem całkiem sam w pustym domu bez klamek, w moim własnym wariatkowie ... więcej For faster navigation, this Iframe is preloading the Wikiwand page for Tomasz Beksiński. Connected to: {{:: Z Wikipedii, wolnej encyklopedii {{bottomLinkPreText}} {{bottomLinkText}} This page is based on a Wikipedia article written by contributors (read/edit). Text is available under the CC BY-SA license; additional terms may apply. Images, videos and audio are available under their respective licenses. Please click Add in the dialog above Please click Allow in the top-left corner, then click Install Now in the dialog Please click Open in the download dialog, then click Install Please click the "Downloads" icon in the Safari toolbar, open the first download in the list, then click Install {{::$ Tomasz Beksiński (ur. 26 listopada 1958 w Sanoku, zm. 24 grudnia 1999), syn Zofii i Zdzisława Beksińskiego, słynnego polskiego malarza. Tomasz odkąd był mały, wiedział już dwie rzeczy: -planeta Ziemia jest obecnie owładnięta bardzo negatywnymi siłami -społeczeństwo jest udupione Nie bawił się z innymi dziećmi, spędzał czas sam ze sobą. Miał najbliższy kontakt z mamą i babcią, która zabierała go do kina na filmy, które chciał obejrzeć. W liceum był alternatywką, robił z siebie ekscentryka, ale przyznał, że był to parawan pod którym skrywał swoją nieśmiałość. Dostał od ojca magnetofon i zainteresował się muzyką. Zdzisław część wynagrodzenia za swoje obrazy dostawał w postaci płyt winylowych sprowadzanych z zachodu, więc Tomek miał czym się w młodości zasłuchać. 2 października 1982r. zadebiutował u Marka Niedźwiedzkiego w "Zapraszamy do Trójki". Trzy lata później wystartował już ze swoją audycją "Romantycy muzyki rockowej". 25 maja 1991r. po raz pierwszy poprowadził nocną audycję "Trójka pod księżycem", co zapoczątkowało prawdziwy prime time Tomasza, ze względu na to jak ubarwiał muzykę swoimi słowami. W latach 90tych pisał felietony pod tytułem "Opowieści z krypty" dla czasopisma "Tylko Rock". Pisał w nich nie tylko o muzyce i filmach, ale też wyrażał swoje poglądy na temat szybko postępującej komputeryzacji, kobiet i śmierci. życie w bloku ma swoje dobre strony. Najlepszą jest to, że gdy zajmuje się lokal na X piętrze (lub na wszelkiej najwyższej kondygnacji), siadając na toalecie zawsze wali się na wszystkich pod spodem. To działa naprawdę felieton Młotek człowiekowi sąsiadem, „Tylko Rock” nr 7 (95), lipiec czytelniczka zarzuciła mi niedawno, że widzę w kobiecie tylko tyłek i cycki. To nie jest prawda. Przede wszystkim widzę naczynie interesownej podłości. Zawsze starałem się szukać czegoś poza wymienionymi wyżej atrybutami i nigdy nie udało mi się trafić na nic wartościowego. Prawie zawsze kończyło się to bólem serca i wieloletnią rekonwalescencją pod opieką Kruka z poematu Edgara Allana Poe, a także bólem głowy od papierosowego smrodu – dama bowiem nie wie, że z papierosem jest równie atrakcyjna jak z kapką wiszącą z felieton Kobieta wąż, „Tylko Rock” nr 3 (91), marzec blackpillowe gówno, nie ma co Tomasz od dziecka uwielbiał kino, szczególnie Bonda i horrory, przetłumaczył szereg filmów. Kiedy przetłumaczył "Wywiad z Wampirem", powiedział, że czuje więź z głównym bohaterem i jego problemami egzystencjalnymi. "To, że on czuł się taki oderwany od rzeczywistości, taki pusty w środku, pozbawiony kogoś bliskiego. Nie czuł się nigdzie spełniony do końca. Tragizm wampira jest mi bardzo bliski"- mówił. Miał nawet kartę członkowską stowarzyszenia wampirów w Anglii, i często nosił wampirzą pelerynę którą przed samobójstwem przepisał Anji Orthodox, wokalistce zespołu Closterkeller, która była jego przyjaciółką. “Wiem, że to świat fikcji, ale może i ja przez te 40 lat byłem fikcją. Odchodzę do świata fikcji, bo tylko tam było mi dobrze. Błagam, nie budź mnie". Nie potrafił ułożyć sobie życia z kobietami. "Najszczęśliwszym człowiekiem na świecie jest ten, który znajduje prawdziwą miłość" - mówi w "Dzienniku zapowiedzianej śmierci". Jego ideałem była wysoka, szczupła, blada brunetka. Kiedy w końcu na nią trafił na studiach, nazwał ją Nadkobietą. Jestem zazdrosna teraz jak chuj, bo ja też bym chciała żeby kiedyś ktoś na mnie spojrzał jak na Nadkobietę. Nadkobieta potem go zostawiła i wzięła ślub z jego kolegą. Tomek napisał po tym do szuflady scenariusz filmu, w którym jej mąż ginie w zamachu bombowym. Wspomniał też o tym w liście samobójczym: "Ze zgrozą pojmujesz z kim żyłeś ponad rok. Twój zamek marzeń staje w ogniu, a potem tonie w bagnie."Fascynacja śmiercią i historia prób samobójczych Tomkowi od dziecka śmierć towarzyszyła w jego ulubionych horrorach, powieści i muzyce gotyckiej. W wieku 18 lat kiedy wyprowadzał się z rodzicami z Sanoka, postanowił odjebać numer z rozwieszaniem swoich klepsydr po całej wiosce, że niby umarł. W wieku 20 lat pierwszy raz próbował popełnić samobójstwo. Odkręcił gaz, ten uległ samozapłonowi, a w wyniku ekzplozji poraniony przez szyby Tomasz trafił do szpitala. Podczas kolejnej próby zażył środki nasenne, uratował go ojciec, bo ten nie odbierał telefonów. W programie "Wieczór z Wampirem", wspominając swoje próby samobójcze, powiedział Jagielskiemu, że "już z tego wyrósł" (Ta, jasne 😆)"To, że ktoś kocha życie, nie znaczy, że każdy je kocha. On na pewno nie kochał. On z dużym wysiłkiem je kontynuował" - mówił Zdzisław żegnał się ze światem wielokrotnie. Każdemu, kto chciał słuchać, opowiadał, że się zabije. Nie przejmowali się tym, wyglądało to naturalnie, rzucone mimochodem. Podobno obiecał matce, że dopóki ona żyje, on nie skończy ze sobą. Podobno, kiedy umarła, napisał ojcu, że teraz nie będzie miał mu za złe. Ojciec pisał w dzienniku, że "czerwony alert" trwa co najmniej od połowy 1998 r. Syn nagrywał na taśmy słowa o tym, jak bardzo świat go rozczarował. Jak bardzo pragnął żyć w innym świecie, "gdzie reguły są proste, przyjaźń jest przyjaźnią itd"."Może ja mam inną duszę, może powinienem żyć w innej epoce, może ja nie pasuję do tej epoki, może ja nie pasuję do tych ludzi. Jeżeli ja mam znowu wyjść z tej swojej skorupy, to mnie się nie chce. Ja się boję".Z fanami pożegnał się w swojej ostatniej audycji "Trójka pod księżycem" w nocy z 11 na 12 grudnia 1999 r. Puścił najważniejsze dla niego utwory The Doors, Bryan Ferry i grudnia 1999 r. Tomasz Beksiński wykonał jeszcze kilka telefonów, napisał pożegnalne listy, rozdysponował swoje rzeczy. Ukochane płyty i filmy, mieszkanie, które kupił dla Nadkobiety. Był przygotowany. Silny lek antydepresyjny wziął od znajomej, miał go dla niej wyrzucić. Opakowanie po lekach wyrzucił do zsypu, by pogotowie nie wiedziało, czym się zatruł. Pożegnalny list do Nadkobiety napisał na początku listopada. Miała go dostać po śmierci Tomka, ale przyjaciel nie wytrzymał i przekazał go od razu. 24 grudnia 1999 r. Tomasz napisał list do przyjaciela, George’a. "Zrób dla mnie jedną rzecz. Powiedz wszystkim, że po prostu nie widziałem siebie w XXI wieku i czułem, że urodziłem się 100 lat za późno. Więc po prostu postanowiłem wyrównać rachunki. To dziwne, ale naprawdę czuję, jakby nie było jutra. Tak jakby droga tutaj się kończyła. Boję się. Bardzo się boję".based on/copied&pasted from: Tomasz Beksiński przesunął datę swojej śmierci. Nikt z przyjaciół nie mógł go powstrzymać ( zdziwieni? Oczywiście, że nie 😆 I mean, ja urodziłam się w XXI wieku, kiedy byłam edgy 12-latką to w internecie obracałam się w środowiskach boomerów słuchających polskiego rocka mówiących jak to kiedyś było lepiej, a teraz panuje istne skurwienie i brak kręgosłupa moralnego. XX wiek też nie był jakiś zajebisty, a illuminaci pchali swoje agendy na społeczeństwo poprzez media, popkulturę i zmuszanie nas do pogoni za chwiejną wartością pieniądza od niepamiętnych czasów, a nasiliło się to najbardziej wraz z postępem mediów i komputeryzacji, która ma swoje dobre i złe strony. Ja też od dziecka miałam wrażenie że świat w którym żyję jest sad&pathetic. Że wszyscy ludzie których spotkałam, dzieci w moim wieku jak łaziłam do podstawówki, już od małego były nastawione żeby komuś coś z łap wyrwać, żeby komuś zrobić krzywdę, żeby dbać tylko o swoją wygodę. To jest świat grzechu, świat "róbta co chceta". Nie jestem religijna i nie wierzę w żadną książkę którą człowiek napisał, ale odkąd pamiętam miałam wrażenie że żyjemy w czasach coś w stylu sądu ostatecznego, że to za chwile się wszystko skończy i każdy zostanie zweryfikowany (no i zajebiście). Posłuchaj swoich ulubionych piosenek których słuchałeś w podstawówce, prawie wszystkie mówią o tym żebyś zapijał i zaćpywał uczucia, wymieniał się energią seksualną z losowymi ludźmi, był materialistą. Wszystko tylko po to żeby zrobić z nas najgorsze możliwe wersje siebie. Wyjebane że te piosenki są pewnie po angielsku, słowa to są zaklęcia. Oni dokładnie wiedzą co nadają żeby cały świat słuchał i oglądał w swoich ulubionych serialach na dzieciństwa też miałam wrażenie że tu nie pasuję, że jestem jakaś inna, słyszałam że jestem zbyt wrażliwa, że nie potrafię się wyluzować, że jestem nudna, że może mam zbyt wysokie oczekiwania i muszę dostać reality check. No i dostałam dużo reality checków i nic mi to w sumie nie dało oprócz depresji i bycia zmuszoną do izolacji społecznej i zajrzenia w głąb siebie. Niektórzy mają teorię że ostateczny krach nastąpił po WTC. Tomasz Beksiński jest legendą. Idealista, erudyta, muzyczna wyrocznia. Od małego fascynowała go śmierć. Chorował na depresję i kilka razy próbował popełnić samobójstwo, aż mu się to udało w wigilię 1999 roku. Po filmie „Ostatnia rodzina” wiele osób wyraziło oburzenie, że wizerunek Tomka Beksińskiego został w nim wypaczony. Specjalnie dla „Miasta Kobiet” Katarzyna Konopa napisała swoje wspomnienie o Tomku, najlepszym przyjacielu. Zobaczcie, jakim człowiekiem był prywatnie Tomasz Beksiński. Od lat najmłodszych, lat dziecinnych, Żyć ani patrzeć tak jak inni Nie mogłem; ze wspólnego zdroju Nie płynie też namiętność moja. Ani się zrodził w owej strudze Mój smutek, ni radosny zbudził Ton, który inne serca dotknie – Co miłowałem, kochałem samotnie. Tak więc – w dzieciństwie już, u świtu Burzliwych dni, co przyszły potem – Z dna dobra czy też zła dobyty Czar dziwny jakiś mnie omotał: Potokiem bystrym, wodotryskiem, Szkarłatem gór i skał urwiskiem, I słońcem, gdy się toczy wokół W złocie jesiennej pory roku, I błyskawicą, gdy po niebie Mija mnie dążąc gdzieś przed siebie, Piorunem, burzą lub obłokiem (Gdy niebo czyste i wysokie), Który się stawał najwyraźniej Demonem w mojej wyobraźni. Edgar Allan Poe* Tomasz Beksiński z autorką na premierze filmu „Dracula” Coppoli, kino Kapitol, 1992 / fot. archiwum prywatne K. Konopy Zauroczone głosem – partnerki Tomasza Beksińskiego Co powoduje, że tak ogromnie związujemy się emocjonalnie z pewnymi osobami, a z innymi nie?! Co sprawia, że odejście takich osób powoduje cierpienie, fizyczny ból? Kiedy są, nawet bardzo daleko, odczuwamy komfort, a kiedy odejdą, ogarnia nas całkowita pustka i tęsknota… A może nie „nas”, ale „mnie”!? To ja, słuchając w szkole średniej audycji Tomasza Beksińskiego, czułam, że jest to człowiek wyjątkowy. Magnetyzował, a nawet zaryzykuję twierdzenie – hipnotyzował swoim głosem. Powodował, że marzyłam jeszcze bardziej o idealnym świecie, w którym panuje poetycka atmosfera, rządzi miłość, braterstwo i szacunek. O świecie, w którym kobiety są wytworne, eleganckie i piękne, a mężczyźni szarmanccy, kulturalni, uprzejmi i oczywiście nieziemsko przystojni. Jak się okazało – nie byłam jedyna! Jako prowadzący różne audycje radiowe, w każdym programie Polskiego Radia, Tomek przez wszystkie lata otrzymywał sterty listów od rozmarzonych i często rozkochanych w nim licealistek oraz nieco starszych pań. Kilka z nich stało się na jakiś czas jego partnerkami. Były często bardzo niedojrzałe, emocjonalnie niejednolite, wyciągające energię i raniące jego uczucia. Ja też poznałam Tomasza, Tomka… jeszcze jako licealistka. Nie mogłam wyjść ze zdumienia, kiedy okazało się, że ten prawie dwukrotnie starszy wówczas ode mnie mężczyzna uznał mnie za kobietę godną swoich względów. W moich oczach był wtedy starcem! Podziwiałam jego talent, imponowała mi jego znajomość zagadnień filmowych i muzycznych, wyjątkowa wręcz znajomość języka angielskiego, jego poczucie humoru, szczerość i ta przerażająca tak wielu inność, ale zainteresowana byłam mężczyznami młodymi – moimi rówieśnikami. Jak się potem okazało, byłam jedną z nielicznych kobiet czy dziewczyn, które podczas szczerej rozmowy wykluczyły intymny związek między nami. Wiedziałam, że takie rozmowy z mężczyznami często kończą się zerwaniem kontaktów, jednak bardzo ważne było dla mnie szczere przekazanie Tomkowi moich odczuć. Przeczucia mnie nie myliły, a to, co się stało, pokazuje Beksińskiego jako mężczyznę wielkiej klasy, jakim niewątpliwie był. Tomek zaakceptował moje stanowisko, zaproponował przyjaźń i aż do swojej przedwczesnej śmierci w 1999 roku pozostał moim przyjacielem. Prawdziwym przyjacielem – kimś, kto czasem znosił mój zły humor, kto wysłuchał i pocieszył w potrzebie, kto mógł liczyć na moją pomoc, i wreszcie, kto – mimo mojego wyjazdu i wieloletniego przebywania poza Polską – pozostawał ze mną w stałym kontakcie korespondencyjnym i telefonicznym. Jaki był Tomasz Beksiński prywatnie O życiu i o uczuciach Tomka Beksińskiego wiedziałam więcej niż o sprawach jakiejkolwiek innej osoby, nawet spośród widywanych wówczas na co dzień. Co prawda nie mogłam wtedy (były to czasy przed audycjami on-line) słuchać jego audycji w Programie 3 Polskiego Radia, ale w każdą sobotę, jak w zegarku, mogłam liczyć na telefon ze studia radiowej Trójki. Tomasz Beksiński z autorką w parku łazienkowskim, 1994 / fot. archiwum prywatne K. Konopy Dzwonił zawsze, w każdy weekend, nasze rozmowy często trwały wiele godzin… Rozmowy te były częścią mojego życia, czymś zupełnie pewnym i przewidywalnym, rytuałem, jak poranne mycie zębów. Sobota – przerywam oglądanie najnowszego serialu, wychodzę z restauracji, pędzę do domu z imprezy, bo dzwoni mój przyjaciel Tomek. Oczywiście wymagał mojej obecności. Na początku naszej znajomości mieliśmy nawet mocną scysję i przez krótką chwilę oziębienie stosunków, ponieważ – choć trzy dni wcześniej byłam z nim umówiona na telefon o – zmieniłam plany, wyszłam i Beksiński nie zastał mnie w domu. Dla Tomka umowa to była umowa – świętość. Dopiero potem nauczyłam się szanować i doceniać jego zasady, dzięki którym wiele rzeczy w moim życiu było jak w banku. Jeśli zaproponował przywiezienie książki, nagranie kasety, przewiezienie do Londynu proszku do prania czy zrobienie czegokolwiek innego, to wywiązywał się w 100 proc. nawet w razie gorszego samopoczucia, zmiany planów, niewygody czy innych sytuacji. Był człowiekiem, na którego zawsze mogłam liczyć i na którym mogłam polegać. Takie uczucie towarzyszyło mi jedynie w relacji z moimi rodzicami – nigdy wcześniej i nigdy od czasu jego śmierci nikt nie sprawił, że czułam się tak bezpiecznie, nawet będąc oddalona od niego o dwa tysiące kilometrów. Nasza znajomość, nasza przyjaźń była dla mnie absolutnie wyjątkowa, nieszablonowa, specjalna i zarazem zupełnie zwyczajna. Nie sądziłam, że kiedykolwiek go zabraknie, nie sądziłam, że jego depresja była tak głęboka. Depresja – choroba duszy Tomasza Beksińskiego Tomasz Beksiński stał się ostatnimi czasy „modnym tematem”, zwłaszcza po filmie „Ostania rodzina” internet aż pęka w szwach od opinii na jego temat, różnorakich diagnoz, analiz czy wręcz przypisywania winy za jego śmierć rodzinie i znajomym, którzy „nie potrafili go uratować”. Tomasz Beksiński był chory, miał depresję. Depresja zawsze towarzyszyła ludziom, przynajmniej tak wynika z mojej analizy tematu. O tej chorobie obecnie mówi się i pisze dużo więcej, ale leczenie duszy w dalszym ciągu pozostaje w tyle, daleko na końcu za wszelkimi chorobami ciała. Większość z nas dorastała jednak w przeświadczeniu, że o sprawach wewnętrznych, o bólu, rozterkach, o czarnych myślach publicznie się nie rozmawia. Takie uczucia należy chować w sobie, tłamsić, przepędzać, ignorować, udawać, że ich nie ma… a jeśli stajemy się „trudni w obyciu”, należy w tajemnicy udać się do lekarza lub szpitala i rozpocząć leczenie, aby wrócić do obojętności i przyklejonego uśmiechu. Autorka i Tomek Beksiński, maj 1999 / fot. archiwum prywatne K. Konopy Tomek mówił o tym, co go gryzie. Próbował sygnalizować swoje gorsze samopoczucie. Opowiadał także bez pruderii i z ogromnym humorem o swoich wcześniejszych próbach samobójczych i o medykamentach trzymanych w bezpiecznym miejscu just in case. Śmierć to nie był dla niego temat tabu, a ze względu na jego częstą obecność w żartach ja nie brałam zagrożenia na poważnie. Często także nie krył swoich opinii na wszelkie tematy. Poirytowany, potrafił pół godziny rozprawiać o tym, co mu nie odpowiadało. Dla wielu osób było to nie do zniesienia, nazywały to narzekaniem lub zrzędzeniem… Podejrzewam, że większość z ogromnej rzeszy przyjaciół i znajomych miała podobne odczucia. Aby otrzymać pomoc, trzeba być gotowym na jej otrzymanie. Aby być gotowym, trzeba wiedzieć, że coś jest nie tak. Sam Tomek obserwował u siebie opisywaną w listach do mnie „potworną apatię i depresję”, ale przecież każdy z nas odczuwa niekiedy podobnie, ja z pewnością tak. Jak odróżnić przesilenie, gorszy moment od śmiertelnego zagrożenia życia swojego lub innych? Na co zwracać uwagę, jak przeciwdziałać, co robić? W jaki sposób pomóc najbliższym w takiej sytuacji? Czy decyzja chorej osoby w kwestii odebrania sobie życia może być uważana za świadomą? Te pytania precyzują się w mojej głowie przez ostatnie 16 lat. Każdy z przyjaciół Tomka odczuwa większe lub mniejsze poczucie winy. Moje pozostanie ze mną na zawsze. Usypianie czujności i śmierć w wigilię Nasze ostatnie spotkanie miało miejsce na kilka dni przed świętami Bożego Narodzenia. Tomek milczący, poważny, ale jak zwykle serdeczny. Dzielił się swoją decyzją zakupu odtwarzacza DVD, z którą nosił się od kilku lat. Narzekał, że znowu będzie musiał jeździć do Londynu i od początku kupować wszystkie filmy do kolekcji – usypiał moją czujność. Po raz pierwszy tego wieczora płakałam w obecności mojego przyjaciela, po raz pierwszy rozgrywały się w moim życiu poważniejsze dramaty. A on pocieszał, starał się pomóc, rozmawiał, przytulał. Bardzo mi wtedy pomógł, poczułam ogromną ulgę. Na jego problemy nie wystarczyło tego wieczora przestrzeni – przecież wiedziałam z listów i maili, które kilka miesięcy wcześniej zaczął do mnie pisać mimo antypatii do komputerów, że fatalnie się czuje. Ale czy mogłam przewidzieć, że w wigilię odbierze sobie życie, żegnając się wcześniej ze słuchaczami w ostatniej audycji w radiu? Moja mama ostrzegała mnie: jeśli na basenie wołasz ratunku i dwa razy okaże się, że żartujesz, to za trzecim razem, gdy naprawdę się topisz, nikt już nie przyjdzie. Tomek się topił, a ja nie słyszałam wołania. Nikt nie usłyszał wołania, a nawet jeśli słyszał – nie wiedział, jak pomóc. Tomasz Beksiński w restauracji Pekin, 1994 / fot. archiwum prywatne K. Konopy Nie wiem, czy dzisiaj wiedziałabym, jak pomóc przyjacielowi. Gdzie go skierować, co zrobić. Wiem, że takich osób jest wiele, czasem z nimi rozmawiam, czując pewne wibracje, czasem widzę twarz na ulicy i… wiem. Wielu przyjaciół opowiedziało Wiesławowi Weissowi, autorowi książki „Tomek Beksiński. Portret prawdziwy”, że nie mieli siły ani możliwości pomóc Tomkowi, udźwignąć jego problemów, czuli się zwyczajnie bezradnie, mierząc się ze skalą problemu. Ludzie w depresji, moim zdaniem, doskonale zdają sobie sprawę, że przeciętny człowiek nie jest w stanie objąć ani zrozumieć bezmiaru cierpienia, przez jakie przechodzą. Bagatelizują swoje uczucia przed innymi, uogólniają, milczą… A, powiedzmy to wprost, większości takie działanie jest na rękę! Ile razy słyszę, kiedy mam problem i zwyczajnie mam potrzebę wyżalić się komuś, że MUSZĘ być pozytywna, nie mogę narzekać, nie mam prawa dołować innych. Zamykamy usta osobom, które nas potrzebują! Jeśli znana medialnie osoba zdecyduje się powiedzieć o swojej depresji, rozwodzie, alkoholizmie, aborcji, to natychmiast następuje fala hejtu, ocen, moralizatorstwa, posądzanie o chęci napędzania kariery. Kariery! Jestem w depresji – chcę być sławna?! Jestem alkoholiczką – chcę sprzedać więcej książek; usunęłam ciążę – chcę sprzedać płytę i mieć łatwe życie… Czy takie społeczne zachowanie pomaga osobom z problemami emocjonalnymi lub – nazwijmy to wprost – zaburzeniami psychiki wyjść z szeregu i szukać pomocy? Czy dzisiaj po obiedzie będziesz miał w sobie gotowość na wielogodzinny telefon od przyjaciela, w którym z detalami opowie ci, jak się czuje??? Dajmy innym przyzwolenie na inne odczuwanie, na cierpienie, na ból, na błędy i na złe samopoczucie. Starajmy się otwierać na wszystkie emocje drogich nam ludzi – świat nie składa się wyłącznie z tych inspirujących, miłych i energetyzujących odczuć. Horrory, wampiry, femme fatal, muzyczna wyrocznia Tomasz Beksiński wyjawił publicznie swoją pasję do horrorów wytwórni Hammer. Jako poważny człowiek, syn malarza, tłumacz i dziennikarz, według wielu osób nie miał prawa mieć tak niepoważnego hobby. Nie miał prawa afiszować się z sympatią do pięknych kobiet w stylu femme fatal, starych koronek, peleryn i sztucznej krwi, nie miał prawa karmić wewnętrznego dziecka zabawą w wampiry i teatr. Jego żarty, poczucie humoru i wesołe usposobienie było, moim zdaniem, katalizatorem tego, co działo się w jego głowie. Właśnie to nietypowe poczucie humoru spowodowało, że tak doskonale wczuwał się w klimat serii Monty Pythona i że potrafił zaskarbić sobie tak wielu znajomych i przyjaciół. Aż do niedawna nie zdawałam sobie nawet sprawy, że przyjaciół miał aż tak wielu! Był duszą towarzystwa, dowcipnisiem, godnym podziwu aktorem recytującym długie dialogi z filmów zarówno po polsku, jak i po angielsku. Jego pamięć zadziwiała mnie od początku – to był prawdziwy ewenement! Oprócz długich tekstów doskonale pamiętał imiona i nazwiska oraz dokładne daty: dzień, miesiąc, rok wraz z dniem tygodnia, również scenariusze wydarzeń całych dni i eventów. Pamiętał także listy utworów muzycznych i poetyckich prezentowanych w swoich audycjach – które konkretnie były na antenie danego dnia, pamiętał nawet te bardzo odległe w czasie. Swoim dowcipem, erudycją i inteligencją potrafił sprawić, że każde spotkanie z nim było prawdziwą przyjemnością, wydarzeniem niezwykłym i jednocześnie swojskim. Miał oczywiście ulubione tematy, które wałkował na okrągło, co zdecydowanie niektórym przeszkadzało, ale był otwarty na świat innych osób. Dla wielu, włącznie ze mną, był niemalże wyrocznią, muzycznym guru, który ukształtował muzyczne gusta pokolenia lat 60. i 70. Przewodnikiem po morzu muzyki, poezji i języka. Dostarczycielem słów znanych muzycznych poetów, pośrednikiem magii. Dla mnie był TYM kimś, ale także kimś więcej: pół rzeczywistą i pół mistyczną postacią o niesamowitych zdolnościach, talentem, ciepłem, emocjami, głębią, zasadami, empatią, szczodrością, opiekuńczością, spontanicznością… i rzeczywistymi wadami i przywarami – był niesamowitym człowiekiem, którego brak odczuwam codziennie zarówno w moim osobistym życiu, jak i w życiu publicznym. Na zawsze jesteś w moim sercu i myślach, Przyjacielu. A ty, czytelniku, rozejrzyj się wokoło siebie, zobacz, czy ktoś tobie bliski nie przeżywa depresji, czy nie ma chorej duszy. Katarzyna Konopa *Edgar Allan Poe, Poezje wybrane, tłum. Roman Klewin, wyd. I, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1960. Tomik ze zbiorów Tomasza Beksińskiego (obecnie należy do autorki) Tomasz Beksiński biografia Tomasz Beksiński, syn malarz Zdzisława Beksińskiego i Zofii Beksińskiej. Urodził się w Sanoku w 1958 roku. Charyzmatyczny dziennikarz muzyczny, tłumacz z języka angielskiego. Jego audycje w radiowej trójce, w której zaczął pracę w 1982 roku, zwłaszcza nocna „Trójka pod księżycem” przeszły do legendy. Pisała felietony (Opowieści z Krypty) do czasopisma „Tylko Rock” Wiele razy próbował popełnić samobójstwo, pierwszy raz, gdy miał 20 lat, ostatnią; udaną próbę podjął w wigilię, 24 grudnia 1999 roku. W 2014 roku Magdalena Grzebałkowska napisała książkę biograficzną o Zdzisławie i Tomaszu Beksińskich „Beksińscy. Portret podwójny”. W 2016 roku ukazała się książka Wiesława Weissa „Tomek Beksiński. Portret prawdziwy” oraz miał premierę film „Ostatnia rodzina” z Dawidem Ogrodnikiem w roli Tomasza Beksińskiego Pisałam kiedyś recenzję książki o Beksińskich - ojcu Zdzisławie - artyście, światowej sławy malarzu oraz synu Tomaszu - genialnym dziennikarzu muzycznym, który właśnie we Wigilię 1999 roku (15 rocznica) popełnił samobójstwo - za trzecim razem skutecznie... "Beksińscy. Portret podwójny" - dla przypomnienia. Dziś chciałabym przytoczyć świetny artykuł, zawierający wspomnienia o Tomaszu Beksińskim, postaci kontrowersyjnej ale ciekawej, nietuzinkowej... Uwielbiał chińszczyznę, coca colę, Jamesa Bonda, horrory i Monty Pythona. Kochał rock progresywny i muzykę gotycką. Był dziennikarzem muzycznym, prezenterem radiowym, tłumaczem i autorem tekstów. Od jego samobójczej śmierci, którą zapowiedział na łamach popularnego pisma, mija właśnie piętnaście lat - pisze Paweł Piotrowicz, autor artykułu - "Polscy dziennikarze muzyczni. Tomasz Beksiński: wspomnienia z otwartej krypty". Tomasz Beksiński we wspomnieniach przyjaciół i znajomych. Przestał oddychać w wigilię Świąt Bożego Narodzenia 1999 roku, po zażyciu ogromnej ilości środków psychotropowych. Była to już jego trzecia próba samobójcza, tym, razem udana. Wcześniej żegnał się zarówno ze słuchaczami Trójki, jak i z czytelnikami miesięcznika "Tylko Rock" – w wyjątkowo gorzkim felietonie "Fin de siecle", napisanym jak zwykle pod szyldem "Opowieści z krypty", krytycznie podsumował współczesną kulturę masową i rzeczywistość, wymieniając też te rzeczy, dla których warto było żyć. "Wszystkie te chwile przepadną w czasie, jak łzy w deszczu. Pora umierać. Tomasz Beksiński (1958-1999)". Kilka dni później odszedł. - Tomek obrósł pewnym mitem – mówi Wiesław Weiss, redaktor naczelny pisma "Teraz Rock", a przed laty "Tylko Rock". – Wszyscy powtarzają sobie różne historie na jego temat, ale osoby, które go naprawdę dobrze znały, jak ja, wiedzą, że Tomek to nie tylko Monty Python, James Bond, wampiry i horrory wytwórni Hammer. Tomek to znacznie więcej – dodaje. I rzeczywiście… Ze wszystkich artykułów wysuwa się obraz człowieka, dziennikarza, tłumacza, autora tekstów i prezentera radiowego, prowadzącego takie audycje jak "Romantycy muzyki rockowej", Muzyczna poczta UKF" i "Trójka pod księżycem". Wrażliwego i arcyinteligentnego wiecznego chłopca, urodzonego w Sanoku syna Zdzisława Beksińskiego (1929-2005), wspaniałego malarza, grafika, rzeźbiarza i rysownika. Ale o tym już przecież wiemy. Bo o Tomaszu Beksińskim powiedziano i napisano już chyba wszystko, także o jego życiu prywatnym – na przestrzeni lat docierały do nas najprzeróżniejsze opowieści, fakty i plotki. Jaki był naprawdę? Tego nie sposób oddać za pomocą jednego, nawet bardzo długiego artykułu. Ale można spróbować rzucić na to życie trochę nowego światła, rozmawiając z jego przyjaciółmi i znajomymi – osobami, które znały go na pewno lepiej niż tysiące czytelników i słuchaczy. Podziw pozostał, choć nie zawsze będzie to laurka. Dusza, która gasła Leszek Rakowski, przyjaciel Tomka Beksińskiego, współtwórca i współorganizator festiwalu Castle Party w Bolkowie, twórca i basista zespołu Fading Colours, dostrzega w osobowości dziennikarza pewną dychotomię. – Był niezwykle ciepłym człowiekiem, bez przerwy się śmiejącym, obdarzonym bardzo bliskim mi montypythonowskim poczuciem humoru. Z drugiej strony, nie uznawał żadnych kompromisów i nie miał w sobie nic z dyplomaty. Jeśli kogoś nie lubił, nie utrzymywał z nim kontaktów. Zupełnie nie zależało mu na poklasku czy na popularności. Przeciwnie, rozpoznawalność go krępowała. Jako przykład Rakowski podaje sytuację z jednej z edycji Castle Party. – Tomek, choć przyczynił się do stworzenia mocnej sceny gotyckiej w Polsce, na festiwalu zjawił się tylko raz. Na więcej nie miał ochoty. Strasznie go drażniło, że cały czas ktoś coś od niego chciał, czy to porozmawiać, czy zrobić sobie zdjęcie. On nie lubił być na widoku ani nie chciał wykorzystywać swojej pozycji do celebryckich celów. Prawdopodobnie 99 procent populacji zachowałoby się inaczej. - To był dusza człowiek – dodaje. – Ale potrzebował energii otoczenia: życzliwych mu znajomych, przyjaciół, a przede wszystkim odwzajemnionej miłości, by nie zagłębiać się zanadto w siebie. Gdy tego brakowało, momentalnie gasł. Scena efektownej śmierci Muzyk po raz pierwszy raz zetknął się z Beksińskim, gdy ten, jako doradca wytwórni SPV Poland, optował, by wydała debiutancką płytę Fading Colours. – Bardzo mu się spodobała nasza demówka, nagrana jeszcze pod szyldem Bruno the Questionable. Po przeprowadzce do Warszawy poznałem Tomka bliżej. Polubiliśmy się, a potem zaprzyjaźniliśmy. Napisał dla nas niemal wszystkie teksty na płytę "I`m Scared of.." i spędził z nami naprawdę długi czas w studio podczas jej nagrywania. Rakowski, zapytany, jak ta przyjaźń wyglądała "od kuchni", zwraca uwagę na swoiste rytuały, jakie się z nią wiązały. – Spotykaliśmy się co tydzień w niedzielę u niego w domu, razem z moją ówczesną żoną Kasią, wokalistką Fading Colours. Tomek tłumaczył filmy, więc miał nowości wcześniej. Ale nie tylko je oglądaliśmy. Uwielbiał pokazywać nam sceny efektownych ekranowych śmierci, które nazywał kasacjami. Kochał to słowo i barwnie o tych kasacjach opowiadał. Wokalistka zespołu Katarzyna Rakowska Smoczyńska, znana jako De Coy, pamięta nawet, że Tomasz Beksiński potrafił klękać przed telewizorem, patrząc na przygotowane przez siebie kolaże z wybuchami. – Był nimi absolutnie zafascynowany. A gdy puszczał nam filmy, potrafił je cofać dziesięć razy i zwracać uwagę na najmniejsze detale. "Zobacz, tu na jego zegarku jest jedenasta, a zaraz w tej samej scenie ma trzynastą", mówił na przykład. Przez to rozbieranie wszystkiego na czynniki pierwsze oglądanie z nim filmów było naprawdę straszne. Jeden z kolegów, którego wzięliśmy na taki seans, Arek z Pornografii, był tak znudzony, że uciął sobie w końcu drzemkę. Tomek więcej go nie zaprosił. Obiady z napalmem, "chili" nie dla każdego Beksiński, Rakowski i Rakowska Smoczyńska, mniej więcej raz na miesiąc wybierali się do restauracji Pekin na jego ulubioną chińszczyznę. – Zapraszał nas i oczywiście stawiał – wspomina wokalistka. – Twierdził, że stać go bardziej niż mnie czy męża. Zresztą, zawsze był niezwykle szczodry. Pieniędzy nie trzymał w banku, lecz w domu. Gdy zdarzyło się, że nie miałam za co wrócić taksówką do domu, otworzył szufladę, w której leżało 20 tysięcy złotych. Mówił: "Weź sobie, ile trzeba. Jest 20 tysięcy, więc na taksówkę ci starczy". Wspomniane obiady w Pekinie wokalistka opisuje jako jedyny w swoim rodzaju spektakl. – Tomek zamawiał ostrą potrawę, na przykład kurczaka z orzechami, prosząc kelnera o przyniesienie "napalmu". Za pierwszym razem zrobiłam wielkie oczy, bo nie miałam pojęcia, o co chodzi. A okazało się, że to takie chińskie chili, piekielnie ostre. Potem, na oczach kelnerów, wlewał całą butelkę do swojego dania i zaczynał je jeść… Czasem prosił o drugą. Cała obsługa Pekinu stawała wokół Tomka, patrząc, czy da radę. A on dawał. Jedząc, pocił się i robił czerwony na twarzy, ale miał minę człowieka wniebowziętego. Mówił wtedy: "Świetnie wchodzi, jeszcze lepiej będzie wychodzić". Zjadał do ostatniego okruszka, co obsługa nagradzała oklaskami. Nie dla show, lecz dla siebie - Tomek nie znosił zapachu papierosów, dostawał od niego dosłownie szału – mówi jego przyjaciółka Anja Orthodox, wokalistka grupy Closterkeller. – Ja mam podobnie, choć nie do tego stopnia. Wiele godzin spędziliśmy, złorzecząc na palaczy i używając w stosunku do nich najbardziej nawet perfidnych epitetów. Anja podkreśla, że dobrze się z Beksińskim dogadywała, mimo że nie zawsze zgadzała. – Był cholerykiem, jak ja, potrafił się jednak zachować pod wpływem impulsu zupełnie nieszablonowo i zaskakująco. Raz wsiadłam z nim do windy. Za nami wszedł ktoś, kto właśnie zgasił przed chwilą papierosa i wypuścił w środku ostatniego macha. Tomek odwrócił się na pięcie, wziął mnie za rękę i wyszedł, demonstracyjnie stwierdzając na cały głos: "Tutaj tak śmierdzi, że możemy nie dojechać na górę!". Narobił temu palaczowi obciachu. Na wielu zdjęciach można zobaczyć Beksińskiego ubranego w charakterystyczną wampirzą pelerynę. – Uszył ją sobie u krawca, na miarę – wspomina Anja. – Była piękna, zamaszysta, podbita pod spodem czerwonym materiałem. Mam ją do tej pory, kilkakrotnie w niej występowałam. Tomek przyznał mi się, że kilka razy przeleciał w niej schodami od dołu do góry, wcześniej podkolorowując sobie oczy i zakładając wampirze zęby. Ale nie robił tego dla show, lecz dla siebie. - Spytałam go kiedyś, dlaczego nie śpi w takim razie w trumnie. Odpowiedział: "Dwa razy przymierzyłem się w zakładzie pogrzebowym, ale okazało się, że jest strasznie niewygodnie". Pytałam też, jak on, człowiek tak inteligentny, o tak wyrobionym muzycznym i literackim smaku, może oglądać taki kicz jak horrory wytwórni Hammer. Mówił, że właśnie ten kicz najbardziej kocha. Grymas naburmuszonego nastolatka Wojciech Szemis, jeden z najbardziej znanych w Polsce dystrybutorów wzmacniaczy lampowych, poznał Tomka jako nastolatek, mieszkający, podobnie jak on, w bloku przy ulicy Wałbrzyskiej w Warszawie. – Poznaliśmy się w windzie – śmieje się. – Mimo że był starszy o dziesięć lat, od razu się polubiliśmy. - Tomek mieszkał na najwyższym piętrze, a ja na trzecim, tyle że w bloku obok. Dwa piętra wyżej niż ja mieszkali jego rodzice – tłumaczy. – Niemal codziennie chodził do nich na śniadanie. Jako że późno wstawał, jadał je w porze obiadu, koło godziny czy Widywałem go maszerującego do rodziców z taką punktualnością, że można było zegarek nastawiać. Jeśli nie szedł, wiadomo było, że gdzieś wyjechał. Pytamy Wojciecha, jak zapamiętał Beksińskiego z tych pierwszy lat ich znajomości. – Początkowo, gdy się znaliśmy słabiej, moją uwagę zwracała dość mroczna twarz i kilka okrągłych znaczków na kurtce, Joy Division, Depeche Mode... Okazał się jednak niesamowicie otwarty i ufny, przynajmniej względem mnie. Miał grymas naburmuszonego nastolatka i podobną mentalność. Lubił dowcipkować i dokuczać, ale robił to z niezwykłym wdziękiem. Gdy nas odwiedzał, drażnił moją mamę, opowiadając prowokacyjne dowcipy, zarówno polityczne, jak i na temat Jana Pawła II. Mama mimo to się śmiała. - Tomek genialnie opowiadał kawały, całym sobą, nie sposób było się nie śmiać – potwierdza De Coy - W ogóle był duszą towarzystwa. Lektorzy go przeklinali Powszechnie znana była niechęć Tomasza Beksińskiego do komputerów. Nigdy się do nich nie przekonał, w przeciwieństwie do ojca Zdzisława, który w późnym okresie swojej twórczości tworzył grafiki niemal wyłącznie przy ich pomocy. - Tomek zawsze pisał na maszynie – przypomina Wojciech Szemis. – A że pisał szybko, zasuwając na niej jak z karabinu, od czasu do czasu wypadała mu jakaś literka. Wtedy dzwonił do mnie, prosząc, bym zawiózł go na Wilczą, do dziadunia, który mu te literki lutował. Ta maszyna była strasznie dla niego ważna, nawet jeśli sto razy musiał ją reperować. Nie kupiłby żadnej innej. - Lektorzy, przyznaję, czasem go przez tę maszynę przeklinali – wspomina dziennikarz i tłumacz Daniel Wyszogrodzki. – W tamtych czasach jeden przekład można było legalnie sprzedać w kilku miejscach. Sam tak robiłem. Tłumaczyło się dla jednej telewizji, a potem inna, wiedząc, że tekst jest gotowy, kupowała go na nowo. Trzeba było po prostu go wydrukować. Tomek nie posiadał komputera, robił więc kserokopie. I taka kserokopia z kserokopii za piątym razem była mało czytelna. Nic dziwnego, że lektorzy się wściekali. Wzorzec przeciwny do ojca Daniel Wyszogrodzki poznał Beksińskiego najpierw jako dziennikarza, gdy w latach osiemdziesiątych obaj pisali do "Magazynu Muzycznego". – Nasze zainteresowania muzyczne zupełnie się nie pokrywały, ale to nie przeszkadzało nam się lubić. Nie byłem z nim jednak blisko zaprzyjaźniony. Po latach wpadłem na niego w ITI Film Studio, dla którego tłumaczyłem filmy. On również był tłumaczem. Jak wspomina, kilka filmów zrobili razem. – Tomek nie rymował. Nie chciał, nie brał się za to. Mówił, że się na poezji nie zna. Gdy dostał do tłumaczenia "The Rutles: All You Need Is Cash", parodię The Beatles, skądinąd strasznie śmieszną, zaproponował, bym zajął się piosenkami, a on zostawi sobie dialogi. Fajnie to wyszło. - Tomek, mając dobry filmowy gust, wybierał sobie do pracy takie filmy, dzięki którym wzmocniła się jego legenda wybitnego tłumacza – zauważa Wyszogrodzki. – Był dobry, ale na pewno nie najlepszy. Tłumaczył Monty Pythony, Bondy czy filmy z Clintem Eastwoodem. W tym Bondzie i Eastwoodzie, tak mi się wydaje, szukał zupełnie przeciwnego wzorca psychologicznego od pana Zdzisława Beksińskiego. Kwestia gustu Dziennikarz Grzegorz Brzozowicz, związany kiedyś z "Magazynem Muzycznym", również miał inne zainteresowania muzyczne od Beksińskiego. – Różniliśmy się w tysiącu procentach – podkreśla, dodając, że nigdy nie był fanem audycji kolegi ani sposobu, w jaki je prowadził. – Zdaję sobie sprawę, że zdecydowana większość mówi, iż był geniuszem radia. Wcale nie twierdzę, że nie był, po prostu nie potrafiłem zachwycić się tym, co w tym radiu prezentował. Obaj poznali się bliżej, gdy Beksiński przeszedł z radiowej Dwójki do Trójki. – Początkowo wzorował się na Kaczkowskim, tworzył podobne słuchowiska radiowe, ale dość szybko wypracował własny styl. Opierało się to na tłumaczeniu tekstów i tworzeniu specjalnej atmosfery. Raz zaprosiliśmy go z Maćkiem Chmielem do swojej audycji. Zapamiętałem to jako urocze spotkanie. Grał rzeczy dla nas straszne, ale zarówno Maciek, jak i ja pokochaliśmy go dosłownie po kilku minutach programu. Okazał się cudownym i bardzo ciepłym człowiekiem. Przezabawnym. Wieczorem cała trójka pojechała do wspomnianego mieszkania Beksińskiego przy ulicy Wałbrzyskiej. – Tam, w strasznym blokowisku, ujawniła się jego druga pasja, czyli filmy – dodaje Brzozowicz. – Miał rzeczywiście doskonały gust. Muzyki, jaką grał, nie byliśmy w stanie ścierpieć, ale jeśli chodzi o tłumaczenia horrorów, Jamesa Bonda i Monty Pythona, nie było nic lepszego. Tylko Cave wie, o co w tym wszystkim chodzi Bardzo dobre zdanie na temat gustu muzycznego Beksińskiego ma Wiesław Weiss, wyraźnie przeciwny wrzucaniu jego muzycznych upodobań wyłącznie do szufladki progresywnej czy gotyckiej. - W ostatnim okresie życia jednym z ukochanych artystów Tomka, właściwie jedynym, jakiego wtedy słuchał, był Nick Cave – podkreśla. – Co ciekawe, nie wspomniał o tym ani w ostatniej audycji, ani w pożegnalnym felietonie w "Tylko Rocku". Zastanawiam się dlaczego... Być może tamten felieton i audycja nie były wcale wypowiedziami aż tak bardzo osobistymi, jak nam się wydaje? W każdym razie w rozmowach z przyjaciółmi, w tym ze mną stwierdzał, że tylko Cave wie, o co w tym wszystkim chodzi. Tydzień przed popełnieniem samobójstwa Beksiński pożyczył od Weissa dwa kompakty. – Zbierał od znajomych i przyjaciół płyty, na których znajdowały się pozaalbumowe nagrania Cave’a. Gdy miał ich kilkanaście, zgrał je sobie na jedną płytę, tym samym uzupełniając właściwą dyskografię Australijczyka. Mówił mi: "Wiesiek, ja teraz słucham tylko Cave’a". Głos "Różowej Pantery" Jak redaktor naczelny "Teraz Rocka" podkreśla, Beksiński był ściśle związany wyłącznie z pismem "Tylko Rock", a wcześniej z "Magazynem Muzycznym". – Współpracował z nami od pierwszego numeru do samego końca. Mówi się też o "Machinie", ale prawda jest taka, że tamtej redakcji udzielił po prostu kilku wywiadów. Figurował w stopce jako współpracownik, natomiast nigdy nie napisał tam żadnego artykułu czy recenzji. W rozmowach, jakie Weiss prowadził na przestrzeni lat z Beksińskim, przewijały się różne tematy, zarówno muzyczne, jak i filmowe. Tak też było w 1999 roku, gdy Telewizja Polska prezentowała cykl "Różowa Pantera". – Tomek, o czym nie każdy wie, uwielbiał te filmy, bardzo mu więc zależało, by je przetłumaczyć – wspomina. – Tymczasem we władzach stacji ktoś podjął decyzję, że Tomek będzie tłumaczył co drugi. W ten sposób doszło do absurdalnej sytuacji. Cały urok "Różowej Pantery" polega na tym, że Peter Sellers, grający inspektora Clouseau, Francuza z krwi i kości, mówi po angielsku, niemiłosiernie ten język kalecząc. I Tomek starał się to w swoim tłumaczeniu oddać. W jednej części Clouseau mówił więc łamaną polszczyzną, a w kolejnej – językiem akademickim. Tomka to bardzo bolało. Przetłumaczył więc wszystkie filmy cyklu, które nie szły z jego ścieżką dialogową, nagrał ją z własnym głosem i porozdawał kasety znajomym. Ciągle je mam. Są wspaniałą pamiątką po Tomku. - Dziś myślę, że to był mały kamyczek, jeden z tych drobiazgów, które złożyły się na jego ponury nastrój w tamtym czasie – kończy swoje wspomnienie Wiesław Weiss. Wisielec przy kolumnie Trudno jest, pisząc o tak nietuzinkowej i pełnej sprzeczności postaci jak Tomasz Beksiński, wymienić wszystkie jego cechy, wady, zalety, fobie i upodobania. Nasi rozmówcy wskazali jednak na kilka, często pozornie drobnych i nieistotnych, które warto przypomnieć. Wokalistka Fading Colours opisuje przyjaciela jako postać bez wątpienia nietuzinkową, ale też człowieka pełnego słabości i sprzeczności. - Na pewno nie był doskonały, ale o wielu rzeczach powiedzieć nie mogę, gdyż dotykają zbyt osobistych sfer. - Kiedyś żartobliwie spytał, czy wiem, dlaczego nigdy się ze mną nie prześpi. Powiedział, że po pierwsze jestem żoną jego przyjaciela, a lojalność była dla niego fundamentalną sprawą. Po drugie, jak stwierdził i tak mam za mały tyłek. Ulubionym napojem Beksińskiego była coca cola. - Miał na balkonie wiele skrzynek, by broń Boże jej nie zabrakło – dodaje Katarzyna Rakowska Smoczyńska. – Pił właściwie tylko ją, w odpowiedniej temperaturze i z określonej grubości plasterkiem cytryny - potwierdza Wojciech Szemis. - Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek widział go pijącego alkohol. Może jakiś drink się zdarzył… Szemis do dziś ma przed oczami kolumnę w mieszkaniu Beksińskiego, na której zawieszony był… mały kościotrup. – Gdy podkręcał basy, ten wisielec zabawnie ruszał nogami i rękami, niemal tańcząc. Widok dosłownie jak z filmów Tima Burtona. Inne wspomnienie Szemisa wiąże się z… wymienieniem kaset VHS. – Jak tylko Tomek dostrzegł na nowej taśmie jakąś mikrosmugę czy drobne uszkodzenie, które choćby minimalnie wpływało na jakość odtwarzania, kazał ją sobie wymienić. Często wtedy latałem do Londynu i zawsze miałem ze sobą te uszkodzone, w cudzysłowie, filmy. A gdy poleciał tam sam, z dziewczyną, zamiast skupiać uwagę na niej i zwiedzać miasto, biegał po sklepach i wymieniał kasety. Przypuszczam, że nie było to dla niej nic ciekawego… W sercu femme fatale Relacje Beksińskiego z kobietami były zdaniem jego przyjaciół i znajomych jedną z głównych przyczyn jego egzystencjalnych problemów. - Narzekał, że nie może znaleźć miłości, ale uparcie trzymał się pewnego jej wizerunku – przyznaje Leszek Rakowski. - Jeśli dziewczyna nie spełniała tych warunków, to taki związek nie miał szans. A wiadomo, że jeśli się czegoś sztywno trzymamy, problem zawsze się pojawi. Tomek żył niestety tym, co powstało w jego umyśle, a nie tym, co się wokół niego działo. Był bardzo wrażliwym i ciepłym człowiekiem, jednak całkowicie zamkniętym na zmianę. A rzeczywistość to nieustanna zmiana. Jeśli tego nie akceptujemy, mamy problem. On miał. Dość szybko zauważyłem, że wybiera nieodpowiednie osoby. Postacie, które fajnie wyglądają w dziełach, jakimi się pasjonował, w filmach czy w muzyce, ale absolutnie nie w życiu. Kobiety chimeryczne, niewiedzące, co ze sobą zrobić, nieumiejące się określić, takie femme fatale. - Jemu była potrzebna partnerka, ale nie taka, jaką sobie wymyślił, długowłosa brunetka, kobieta wąż – dodaje Szemis, nawiązując do tytułu horroru, który zafascynował Beksińskiego jako nastolatka. – Nie można mu było podesłać fajnej koleżanki, jeśli nie spełniała jego oczekiwań. Odrzucał ją natychmiast. W podobnym tonie wypowiada się De Coy. - Powiem szczerze: on poszukiwał kobiety, która by mu spuściła niezłe manto, z jednej strony perwersyjnej i dominującej, a z drugiej ciepłej i dającej poczucie bezpieczeństwa. Te aspekty nigdy się nie parowały, więc albo trafiał na fajne rodzinne kobiety, albo zimne suki. Był w tych relacjach damsko-męskich naiwny i bardzo przeżywał rozczarowania. Kobiety, co tu dużo mówić, tę jego naiwność i szczodrość niestety wykorzystywały. Mniej więcej rok przed samobójczą śmiercią Beksińskiego wróciła do niego jego dawna dziewczyna. – Wtedy u Tomka nastąpił rozkwit euforii, która niestety szybko się wypaliła – mówi Leszek Rakowski. – Klasyczna sinusoida: skoro poleciał w górę, szybko można się było spodziewać kryzysu. I ten nastąpił, tyle że mocniejszy. Dziewczyna odeszła, on został sam. Nic nie będę czuł Pytamy przyjaciół, czy się spodziewali takiego kroku jak samobójstwo albo czuli, że może dojść do najgorszego. – Tomek mówił, że napisał taki felieton do "Tylko Rocka", gdy tydzień przed jego śmiercią byliśmy u niego z Kaśką – mówi Leszek. – Gdy dowiedziałem się o najgorszym, w ogóle nie byłem zdziwiony. Tym bardziej że wiedziałem o jego wcześniejszych próbach samobójczych - Tomek opowiadał mi o nich ze szczegółami - i znałem jego ojca. Tomek mówił mi, że uprzedzał go, iż kiedyś nie da rady. Ojciec to akceptował. Pogodził się z myślą, że może przyjść moment w życiu Tomka, kiedy będzie chciał odejść. W ten wieczór, gdy Tomek popełnił samobójstwo, jego ojciec był pod drzwiami jego mieszkania. Zapukał, a gdy Tomek mu nie otworzył, odszedł. Skąd to wiem? Od niego samego. Utrzymywałem ze Zdzisławem Beksińskim dość intensywne kontakty zawodowe. Wiedział, że przyjaźniłem się z Tomkiem. - Pan Zdzisław mówił mi: "Tomek postanowił popełnić samobójstwo, nic nie mogę z tym zrobić" – wspomina Wojciech Szemis. – Wypowiadał te słowa bezceremonialnie, w obecności mojej mamy, która była oburzona, iż nic nie próbuje z tym zrobić. Katarzyna Rakowska Smoczyńska wspomina, że Beksiński wielokrotnie powtarzał jej, iż w życiu potrzebuje wentyla bezpieczeństwa. Wentylem miał być dla niego słoik wypełniony pigułkami psychotropowymi, przepisywanymi przez kolegę lekarza, zarazem jego fana. – Tomek ich nie połykał, tylko wrzucał do litrowego słoja, stojącego w widocznym miejscu. Mówił: "To jest mój wentyl bezpieczeństwa. Gdy widzę, że jest pełen, to czuję się dobrze, bo wiem, że jak przyjdzie moment, kiedy się naprawdę poczuję źle, będę mógł to wszystko zeżreć i mnie nie będzie. Nic nie będę czuł". Artystka podkreśla, że nigdy nie dopuszczała do siebie myśli, że Beksiński naprawdę może to zrobić. - Jakoś w listopadzie byliśmy razem na koncercie The Legendary Pink Dots, po którym Tomek odprowadził mnie do szatni. Dopiero wtedy, w pełnym świetle żarówek, zobaczyłam, jak wygląda. A wyglądał strasznie. Był żółtoblady i okropnie chudy. Zapytałam, co mu jest, czy nie jest chory. Odpowiedział: "Prawie nie sypiam, jem też bardzo rzadko". Zasugerowałam, by zrobił sobie badania. On się uśmiechnął i po raz pierwszy w życiu bardzo mocno przytulił. Trzymał mocno i na tyle długo, że poczułam się skrępowana. Tym bardziej że Tomek bardzo bał się fizycznej bliskości; nie przytulał, nie całował w policzek, nie podawał ręki... I wtedy zrozumiałam, dlaczego tak wygląda. Poczułam, że po prostu umiera. Wiadomo jednak, że człowiek nie chce wierzyć w takie rzeczy, więc szybko się otrząsnęłam i o tym zapomniałam. Tomek dzwonił jeszcze do mnie w grudniu, ale, będąc u rodziny, nie odebrałam telefonu. A potem dostałam od kolegi telefon. "Kiedy wracasz do Warszawy na pogrzeb?". "Jaki pogrzeb?", spytałam. "Tomka pogrzeb". - Tomek był absolutnie pogodzony z faktem, że odejedzie – przekonuje De Coy. – Motyw śmierci przewijał się przez nasze spotkania bardzo często, a Tomek mówił o niej, śmiejąc się. Traktował ją jak dobrego lekarza, wybawienie, coś, co przyniesie mu ulgę, a nie w kategoriach strachu i przerażenia. Kilka minut później Ostatnią osobą, która rozmawiała z Beksińskim, telefonicznie, była Anja Orthodox. – To była wigilia. Miałam urodziny, nagrałam mu się więc na sekretarce, śpiewając urodzinowe przyśpiewki i składając sobie życzenia. Oddzwonił. Rozmawialiśmy chwilę. Powiedział mi wtedy, że po ostatnim kopniaku bezpowrotnie stracił nadzieję. A potem się rozłączył. Przeczuwałam, że może dojść do najgorszego, ale do końca miałam nadzieję, że nie dojdzie. Prawdopodobnie kilka minut później już nie żył. - Czy mi Tomka brakuje? Masakrycznie – przyznaje Anja. - Nikt w moim życiu nie zajął jego miejsca. Fani Tomka, jego głosu, pióra i tłumaczeń, często zafascynowani także jego osobowością, niekiedy pytają, jak odnalazłby się w dzisiejszej rzeczywistości. Czy podobałaby mu się obecna muzyka i filmy? Jak radziłby sobie z nowoczesnymi technologiami? A może nawet w końcu przekonałby się do komputerów, a nawet założyłby konto na Facebooku? - Tego rodzaju pytania to science fiction – mówi Leszek Rakowski. - Każde wydarzenie jest wynikiem mnóstwa innych, dziejących się w określonym kontekście czasowym. Zanim przenieślibyśmy Tomka takim, jakim był, w dzisiejsze czasy, musielibyśmy pamiętać, że musiałby do tych czasów dożyć. Musiałby więc się zmienić. Z pewnością nie byłby tym samym Tomkiem... - On na pewno żył w niesamowicie komfortowej dla siebie rzeczywistości. Robił, co chciał, za fajne pieniądze, a wokół miał wielu ludzi, którzy go bardzo lubili. Toczyła go jednak choroba duszy, której tak naprawdę nigdy nie zdiagnozowano. Można było próbować w oparciu o audycje, dobór muzyki i tekstów, obrazujących to, co go bolało. Albo w oparciu o przyjaźń. To ciągle jednak było zbyt mało. Jestem przekonany, że on sam miałby problem z wyjaśnieniem tego, co przeżywał...

tomasz beksiński opowieści z krypty