500 najlepszych albumów Wszech-Czasów (All-Time) wg. Magazynu Rolling Stone (lista sporządzona w 2005 roku). Zestawienie opracowane przez kilkunastu dziennikarzy i krytyków muzycznych zostało wydane w formie specjalnej książkowej magazynu. A moze to normalne, ze sie inaczej marzy Inaczej sie przezywa i pije sie po pol I zeby to zrozumiec, potrzeba sie zestarzec Lub rzucic sie ze schodow - najlepiej glowa w dol. Bo kiedy Marian ze schodow spadl, To calkiem mu sie pozmienial swiat Gdy Marian nagle ze schodow spadl W jedna noc przezyl piec lat W jedna noc przezyl piec lat Ostatni post z tej serii. Naprawdę to ciekawa seria, 500-set piosenek. O rety, trochę w to pracy włożyłem. Przypomnę tylko, że nie mój top, że przypuszczam, że zestawienie to obejmuje piosenki tylko do końca lub połowy lat 80-tych, nie przypominam sobie tutaj późniejszych numerów, lista stricte rockowa ( raczej bez soulu, reggae i sąsiednich kierunków, nawet bez popu). Jest taka piosenka, w której nie Biden, ale „Marian” ze schodów spadł, polecam ten „utwór słowno–muzyczny”, w wykonaniu Kowalskiego, bo to nieco późniejsza i mim zdaniem znacznie lepsza „Autobiografia”. Piosenka mówi o utraconej młodości, której symbolem jest upadek Mariana i jakoś tak mi się to natychmiast skojarzyło z Bidanem, o co mam do siebie żal […] Dumpe, który spadł ze schodów, a jednak zdobył księżniczkę. "Więc to tak, tak dzieje się na świecie - myślała choinka i wierzyła, że tak było naprawdę, opowiadał to przecież taki miły pan. -Tak, tak, któż to może wiedzieć. Może i ja spadnę ze schodów, a potem dostanę księcia za męża." Wielkie wydarzenie. 50-te urodziny wspaniałego programu polskiego Radia, Pr. III - popularnej Trójki. Zanim pojawiła się Lista Przebojów Programu Trzeciego muzycznie edukował mnie najlepszy polski muzyczny dziennikarz, bez dwóch zdań WIELKA OSOBOWOŚĆ, wielki guru muzyki, przepiękny głos. . Do knajpy się chodziło poszukać sobie żon...Poszukać, bo to w knajpie, znajdować nie ten, kto pierwszy zaliczył w kącie zgon,Wygrywał, kto ostatnich do domu później się wzruszało, gdy biegło się przez mgłęW pszenicy aż do pasa, do słońca aż po rosie,Śpiewało się "Hosannę" dla babci, co na mszę,Jak gliniarz dał alkomat, dłubało się nim w nagle Marian ze schodów spadłI całkiem mu się pozmieniał Marian nagle ze schodów spadł,W jedną noc przeżył pięć lat...W jedną noc przeżył pięć lat...Po lesie się Wartburgiem jeździło aż się grzał,Z pijanym w sztok słowikiem gadało po niemiecku,Tańczyło się "dżdżownice", gdy Krawczyk Krzysiek grał,Straszyło się nawzajem najbielszym z białych grubszy tort tym głębiej odcisnąć trzeba zimniej tym cieplejsza jest na żwirowni Marian dziś powiedział, że ma za duży staż ...Im ktoś jest bardziej trzeźwy, tym trudniej ma na schodach !Lecz nagle Marian ze schodów spadł ...Tak dużo się zmieniło, tak łatwo zapomniało...Tak trudno dziś wytrzeźwieć z niemocy i marazmuSłowiki głuchonieme, Wartburgi zardzewiałeI żon się już nie szuka, bo same się może to normalne, że się inaczej marzyInaczej się przeżywa i pije się po półI żeby to zrozumieć, potrzeba się zestarzećLub rzucić się ze schodów - najlepiej głową w dółBo kiedy Marian ze schodów spadłTo całkiem mu się pozmieniał światGdy Marian nagle ze schodów spadłW jedną noc przeżył pięć lat...W jedną noc przeżył pięć lat...9 Stycznia 2011 Tekst piosenki: Do knajpy się chodziło poszukać sobie żon... Poszukać, bo to w knajpie, znajdować nie wypada. Przegrywał ten, kto pierwszy zaliczył w kącie zgon, Wygrywał, kto ostatnich do domu odprowadzał. A później się wzruszało, gdy biegło się przez mgłę W pszenicy aż do pasa, do słońca aż po rosie, Śpiewało się "Hosannę" dla babci, co na mszę, Jak gliniarz dał alkomat, dłubało się nim w nosie. Lecz nagle Marian ze schodów spadł, I całkiem mu się pozmieniał świat. Gdy Marian nagle ze schodów spadł, W jedną noc przeżył pięć lat... W jedną noc przeżył pięć lat... Po lesie się Wartburgiem jeździło aż się grzał, Z pijanym w sztok słowikiem gadało po niemiecku, Tańczyło się "dżdżownice", gdy Krawczyk Krzysiek grał, Straszyło się nawzajem najbielszym z białych dzieckiem. Im grubszy tort tym głębiej odcisnąć trzeba twarz. Im zimniej tym cieplejsza jest na żwirowni woda. A Marian dziś powiedział, że ma za duży staż ... Im ktoś jest bardziej trzeźwy, tym trudniej ma na schodach! Lecz nagle Marian ze schodów spadł, I całkiem mu się pozmieniał świat. Gdy Marian nagle ze schodów spadł, W jedną noc przeżył pięć lat... W jedną noc przeżył pięć lat... Tak dużo się zmieniło, tak łatwo zapomniało... Tak trudno dziś wytrzeźwieć z niemocy i marazmu Słowiki głuchonieme, Wartburgi zardzewiałe I żon się już nie szuka, bo same się znalazły. A może to normalne, że się inaczej marzy Inaczej się przeżywa i pije się po pół I żeby to zrozumieć, potrzeba się zestarzeć Lub rzucić się ze schodów - najlepiej głową w dół. Bo kiedy Marian ze schodów spadł, To całkiem mu się pozmieniał świat Gdy Marian nagle ze schodów spadł W jedną noc przeżył pięć lat... W jedną noc przeżył pięć lat... Opis: | Ostrowy | Niejaki osobnik zwany miejscowo "Marian" nie zdołał utrzymać odpowiedniej równowagi i obalił się na stertę podkładów. Uwagę zwraca fakt, że rower pełni jedynie rolę prowadnika (bez powietrza w oponach). Powrót do postawy zasadniczej zajął mnóstwo czasu, jednak powrót do stanu zasadniczego jest u tego osobnika raczej niemożliwy ;) W tle EP07-502 z "Chełmianinem" 25103. Słowa kluczowe: Ostrowy, pijak, rower, EP07-502, EP07, Chełmianin, pospieszny, łódzkie, D29-18 Data: 21:48 Wyświetleń: 5658 Wielkość pliku: KB | 800x533 px Dodał: Remik Komentarze Andrev 22:03 ?wietne zdjęcie sytuacyjne! Pan "Marian" zapewne widział cały świat podobnie jak my siódemę na tym zdjęciu. Kacper Moscicki 22:03 ?wietne! ;) matej 22:24 Dostał podmuchem - to moje pierwsze skojarzenie, zanim przeczytałem opis, chociaż trochę za daleko od torów jest :) A jeszcze mam pytanko o infrastrukturę - obie nastawnie nadal stoją w Ostrowach, czy może tą od strony Kutna już wyburzyli? Remik 23:30 @Matej: Od strony Kutna nie eksplorowałem, natomiast na głowicy od strony Włocławka (Torunia) trwają obecnie prace modernizacyjne i obejmują też nastawnię. SU45-034 23:39 Obydwie budy działają, coś się tam strasznie grzebią z tymi robotami. Jaco 11:07 Grzebią się, bo kończą robotę popołudniu... Całkiem niedawno obserwowałem co się tam dzieje i uważam, ze niepotrzebna jest zwłoka w prowadzeniu robót, gdyż w stronę Kutna trzeba jechać po jednym torze i w tym momencie niektóre składy muszą czekać pod słupem w Ostrowach (te od str. Włocławka)... MKarol 11:51 czy mi sie zdaje czy ta siódemka ma na semaforze S1? Lukasz Jurewicz 12:01 eee Maniek wstawaj! ;) Remik 12:21 @MKarol: Zdaje Ci się. Sygnał S1 "Stój" obowiązuje dla toru gł. dodatkowego, natomiast semafor dla toru gł. stoi kawałek dalej. Marian. 13:10 Do knajpy się chodziło poszukać sobie żon... Poszukać, bo to w knajpie, znajdować nie wypada. Przegrywał ten, kto pierwszy zaliczył w kącie zgon, Wygrywał, kto ostatnich do domu odprowadzał. A później się wzruszało, gdy biegło się przez mgłę W pszenicy aż do pasa, do słońca aż po rosie, ?piewało się "Hosannę" dla babci, co na mszę, Jak gliniarz dał alkomat, dłubało się nim w nosie. Lecz nagle Marian ze schodów spadł I całkiem mu się pozmieniał świat. Gdy Marian nagle ze schodów spadł, W jedną noc przeżył pięć lat... W jedną noc przeżył pięć lat... Po lesie się Wartburgiem jeździło aż się grzał, Z pijanym w sztok słowikiem gadało po niemiecku, Tańczyło się "dżdżownice", gdy Krawczyk Krzysiek grał, Straszyło się nawzajem najbielszym z białych dzieckiem. Im grubszy tort tym głębiej odcisnąć trzeba twarz. Im zimniej tym cieplejsza jest na żwirowni woda. A Marian dziś powiedział, że ma za duży staż ... Im ktoś jest bardziej trzeźwy, tym trudniej ma na schodach ! Lecz nagle Marian ze schodów spadł ... Tak dużo się zmieniło, tak łatwo zapomniało... Tak trudno dziś wytrzeźwieć z niemocy i marazmu Słowiki głuchonieme, Wartburgi zardzewiałe I żon się już nie szuka, bo same się znalazły. A może to normalne, że się inaczej marzy Inaczej się przeżywa i pije się po pół I żeby to zrozumieć, potrzeba się zestarzeć Lub rzucić się ze schodów - najlepiej głową w dół Bo kiedy Marian ze schodów spadł To całkiem mu się pozmieniał świat Gdy Marian nagle ze schodów spadł W jedną noc przeżył pięć lat... W jedną noc przeżył pięć lat... Do knajpy się chodziło poszukać sobie żon...Poszukać, bo to w knajpie, znajdować nie ten, kto pierwszy zaliczył w kącie zgon,Wygrywał, kto ostatnich do domu później się wzruszało, gdy biegło się przez mgłęW pszenicy aż do pasa, do słońca aż po rosie,Śpiewało się \"Hosannę\" dla babci, co na mszę,Jak gliniarz dał alkomat, dłubało się nim w nagle Marian ze schodów spadł,I całkiem mu się pozmieniał Marian nagle ze schodów spadł,W jedną noc przeżył pięć lat...W jedną noc przeżył pięć lat...Po lesie się Wartburgiem jeździło aż się grzał,Z pijanym w sztok słowikiem gadało po niemiecku,Tańczyło się \"dżdżownice\", gdy Krawczyk Krzysiek grał,Straszyło się nawzajem najbielszym z białych grubszy tort tym głębiej odcisnąć trzeba zimniej tym cieplejsza jest na żwirowni Marian dziś powiedział, że ma za duży staż ...Im ktoś jest bardziej trzeźwy, tym trudniej ma na schodach!Lecz nagle Marian ze schodów spadł,I całkiem mu się pozmieniał Marian nagle ze schodów spadł,W jedną noc przeżył pięć lat...W jedną noc przeżył pięć lat...Tak dużo się zmieniło, tak łatwo zapomniało...Tak trudno dziś wytrzeźwieć z niemocy i marazmuSłowiki głuchonieme, Wartburgi zardzewiałeI żon się już nie szuka, bo same się może to normalne, że się inaczej marzyInaczej się przeżywa i pije się po półI żeby to zrozumieć, potrzeba się zestarzećLub rzucić się ze schodów - najlepiej głową w kiedy Marian ze schodów spadł,To całkiem mu się pozmieniał światGdy Marian nagle ze schodów spadłW jedną noc przeżył pięć lat...W jedną noc przeżył pięć lat... . "Roku tegoż pańskiego Anno Domini kończyć będę lat siedemdziesiąt i siedem, znaczy się, jak to z dawien dawna mawiają, dwie kosy na mnie idą. Druga rzecz: podług kalendarza i podług pogody styczeń mamy. Do marca, jak w sam raz, niecałe dwa miesiące. A przecie stare, a to znaczy się mądre przysłowie powiada: szczęśliwy starzec, co przeżył marzec" Nie spodziewałam się, że książka polskiego autora przyniesie mi tyle radości. Przeczytałam ją w dwa dni, i stwierdziłam, że muszę o niej napisać, bo szkoda, żeby umknęła tym, którzy szukają czegoś oryginalnego i naprawdę jest: Marian. Zamieszkały we wsi Mużyny, mąż Apolonii i ojciec piątki dzieci. Marian, zgorzkniały do samych kostek, przepełniony nienawiścią do sąsiada, stary tyran rodzinny, konserwatywny do bólu. Marian - głęboko wierzący, przekonany o swojej nieomylności, i o tym, że lepszego męża i ojca wymarzyć sobie nie można. Marian, którego widzę i słyszę codziennie na ulicy, za płotem, w samolocie i w telewizji. Marian - Kargul, Pawlak, Ferdek Kiepski i ojciec z filmu Kogel-mogel w jednym. Zapewniam, że każdy z nas znajdzie tam coś znajomego. Byliście kiedyś na prawdziwej wsi? Ja byłam. W zapyziałych latach 80 tych. Ja nastolatka, z modną miastową fryzurką, w dżinsach na szelkach, w białych skarpetkach, chińskich trampkach koloru czerwonego i żółtym chińskim podkoszulku. Powiem wam szczerze, na powodzenie w tamtych latach narzekać nie mogłam, ale takiego rwania to w życiu się nie spodziewałam. Czułam się tam jak kolorowy kwiat na śniegu, jak królowa życia, jak Angelina Jolie prowincji, tylko ta rozdziawiona szeroko gęba, nieco mi w utrzymywaniu statusu kwiatu przeszkadzała. Pierwsze zdziwienie przyszło kiedy zapytałam o łazienkę. Była! A jakże! Tylko, że nieczynna i zawalona od góry do dołu drewnianymi skrzynkami z narzędziami, roślinami i czymś co przypominało odchody królicze. W każdym razie rąk się tam umyć nie dało bez uprzedniego ukończenia kursu alpinistycznego. Innych potrzeb fizjologicznych, zresztą też nie można było tam załatwić, bo gospodarze doszli do wniosku, że w domu śmierdzących czynności się nie wykonuje i samego kibelka w domu nie posiadali. Sławojka była za domem. Czułam się jak ten pisarz, Oborniak bo "sracz był oddalony od wyra i szło się w deszcz". Jako dziewczynka idąca w życiu na dalekie kompromisy, i wychowywana rozsądnie, nie protestowałam. To znaczy, nie protestowałam do momentu kiedy siedząc razu pewnego w wygódce i przyglądając się słońcu wdzierającemu się tam przez szpary, nie spojrzałam sobie w górę i nie zobaczyłam setki krwiożerczych tarantul, przemieszczających się po belce nad moją głową w rytmie "prawy do lewego". Wyskoczyłam z krzykiem, podciągając w biegu majciochy i dając gawiedzi wiszącej na płocie powody do plotek. Od tamtej pory wchodziłam do wygódki jedynie w plastikowej płachcie, używanej przez tamtejszego Mariana jako peleryna. Ubzdurałam sobie, że pająk "spadniety na pelerynę" dozna poślizgu i wyląduje w czarnej dziurze, zamiast na moich gładkich i różowych czterech literach. Kąpać też się można było, a jakże! W czymś co nazywano parnikiem. Pomieszczenie to służyło głównie do gotowania ziemniaków, albo też ziemniaczanych obierek dla bydlątek. W celu wykonania ablucji, należało rozebrać się do rosołu i umyć wszystkie członki w plastikowej misce, z pomocą wrzątku z gara na piecu. Niestety, parnik miał okna wielkości drzwi tarasowych. Widać gospodarze nie przewidzieli, że będą gościć gwiazdę na gościnnych występach. Tak, tak...kto zgadł? Plastikowa płachta Mariana pomagała mi zachować czystość. Właziłam pod nią razem z miską, zupełnie nie zwracając uwagi na pukania w szybę i szarpanie za klamkę, i męcząc się okropnie próbowałam utrzymać ciało w jako - takiej czystości. Telewizor? Był, ale zepsuty i nikt nie miał czasu się tym martwić. Gospodarze chodzili spać o godzinie a wstawali około nad ranem. Autobus czasem się zatrzymywał, a czasem nie. Takie miejsce zapomniane przez wszystkich ale za to z uroczą rzeczką, i dużą ilością zieleni. Spodobałam się. Zachciano mnie na żonę. Okazało się, że kawaler, którego ze względu na ilość zmarszczek, brałam za 40 latka, jest ode mnie starszy jedynie o 5 lat. Powiedział, że poczeka aż nieco wydorośleję. Pokazał mi kury, owce, krowy, gęsi i pola, pola, pola. I to wszystko miało być moje. Przez moment, w mojej szalonej głowie zrodził się przepiękny obraz mnie rolniczej, wstającej bladym świtkiem, owiniętej jeno białym giezłem, z głową przyozdobioną kwietnym wiankiem, i karmiącej urocze gąsięta, kaczęta i świnięta z ręki, a potem bawiącej się z owieczkami do wieczora. Niestety, nie udało się. Kawaler w ramach testu poprosił mnie o zrobienie mu kromki z salcesonem. Brzydząc się niemiłosiernie, wzięłam tłuściznę w rękę przez papier, wyszukałam odpowiedni nóż i zaczęłam "robić kromkę". Ciosać - to słowo w moim wypadku byłoby chyba bardziej odpowiednie. Kawaler i jego matka przyglądali się temu ze spokojem ludzi, których ze strony miastowych nic nie zdziwi. W kromkę włożyłam, oprócz salcesonu i sporej ilości masła, własne serce i cała sympatię dla wiejskiego stylu życia. Niestety, to kawaler nie zdał testu na narzeczonego. Nie był w stanie otworzyć ust na taką szerokość, żeby kromka gładko tam wjechała. Trzymając pajdziocha dwoma rękami, próbował nagryzać toto w różnych miejscach, masło lało mu się między palcami, a kawałki salcesonu, wielkie jak brykiety do grilla wyjeżdżały ze środka. Czego nie upchnął palcem z powrotem do wewnątrz, lądowało na jego spodniach, i szusowało jak Alberto Tomba w dół nogawki, i na podłogę. Kręcił głową, próbował podejść kromę z lewej, z prawej, od góry i z dołu. I nie dał rady. Znaczy, na męża się kiepsko nadawał. Mąż powinien umieć zjeść to co żona ugotuje. Prawda? Cóż, zostałam żoną miastową ale plastikową płachtę zatrzymałam na zawsze.

a kiedy marian ze schodów spadł